wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 4


Paloma pov:

  Wczorajszy wieczór był wspaniały pod każdym względem. Niestety to co dobre zawsze szybko mija. Dziś kolejny  dzień pracy. Na zewnątrz świeciło słońce co mnie jakoś specjalnie nie zdziwiło. Jos’a już nie było. Wychodził do pracy zawsze bardzo wcześnie tak, że nawet nie wiedziałam o której. Choć nie miałam ochoty wstawać po takiej nocy pełnej wrażeń musiałam. Niechętnie wstałam i udałam się do łazienki. Jak już doprowadziłam się do porządku i zjadłam śniadanie była pora, aby wyjść do pracy. Słońce bardzo mocno już grzało, a było dopiero przed dziesiątą rano. Po trzydziestu minutach byłam na miejscu. W sklepie była Bess która, gdy tylko mnie zauważyła pędem pobiegła na zaplecze. Chwile ze mną porozmawiała i powiedziała co i jak. Uśmiechnęła się, pocałowała na pożegnanie w policzek i wyszła.


  Siedziałam już trzecią godzinę. Do tej pory w sklepie było może z pięć osób i każdy tylko po wodę. Jednak jakoś pod koniec  mojej zmiany drzwi się otworzyły i weszła grupa czterech chłopaków. Każdy z nich był ubrany na ciemno i wytatuowany. Zauważyłam, że jeden z nich miał zielone włosy, a drugi kolczyk w wardze. Jednak jednego z nich kojarzyłam. Tak to był Ashton. Jego koledzy rozglądali się po sklepie i śmiali z czegoś, a Ashton skierował pewnym krokiem w moją stronę. I znów w duchu dziękowałam, że dzieli nas lada.

-Cześć Pal – blondyn uśmiechnął się do mnie, a ja byłam lekko zdziwiona.

-Ym… Pal ?  - nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi.

-Tak Pal. Masz ładne, ale za długie do wymawiania imię. A tak jest i szybciej i krócej – szczery i miły uśmiech zagościł na jego twarzy – To jak ? Długo już tu jesteś ? Chętnie pokazalibyśmy ci okolicę.

-Ale.. Ja was nie znam.. – byłam nie tyle już mocno zdziwiona co zaskoczona. Znam tylko Ash’a o ile można to tak w ogóle nazwać.

-No tak… - podrapał się zakłopotany po karku, ale już po chwili posłał mi uśmiech – No to ich poznasz. Zobaczysz polubisz tych idiotów – uśmiechnął się.

-Nas nie da się nie lubić! – usłyszałam jakiegoś chłopaka o ciemniejszej karnacji i włosach. Ubrany był podobnie do pozostałych – Calum jestem – uśmiechnięty wyciągnął w moją stronę rękę.

-Paloma – uścisnęłam delikatnie dłoń i odwzajemniłam uśmiech.

-No to poznałaś już największego idiotę –Ashton zaczął się śmiać, a brunet o imieniu Calum zmierzył go wzrokiem jakby chciał go zakopać w tym miejscu tu i teraz.

-Kogo nazywasz największym idiotą? –z tyłu dobiegł kolejny głos. Ten należał do kolorowo włosego. Gdyby nie ten kolor włosów i ubiór mogłabym powiedzieć, że wygląd na jakiegoś skromnego i bardzo sympatycznego chłopaka.

-Jak to kogo ? Jego –i pokazał na tego biednego chłopaka. Teraz już obaj razem z zielonowłosym śmiali się.

-Michael –wyciągnął rękę, miałam mu już odpowiedzieć jednak nie zdążyłam bo chłopak chwycił moją rękę i mocno przyciągnął tuląc na powitanie. Po chwili mnie puścił i uśmiechnięty zapytał za ile kończę. Tak jak Ashton powiedział polubiłam ich od razu. Spojrzałam na zegarek. Odkąd tu byli czas minął mi tak szybko, że mogłam się już zbierać.

-Tak właściwie to już kończę – uśmiechnęłam się i zaczęłam robić czynności zakończenia pracy.

-No to mała zbieraj się, a my poczekamy – kiwnęłam głową i poszłam na zaplecze. Już miałam gasić światło, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wyjęłam go i sprawdziłam kto to. Na wyświetlaczu widniało imię Josh’a. Mimowolnie uśmiechnęłam się, że dzwoni do mnie. Może ma znów jakieś plany na wieczór ? Jednak myliłam się. Josh zadzwonił tylko po to, aby powiedzieć mi, że musi natychmiast jechać w pilną delegację na tydzień. Właściwie to on już był w  drodze na lotnisko i zadzwoni do mnie jutro. Nie chciałam spędzać sama czasu, a do tego tydzień. Tydzień bez Josh’a…

-Ej słoneczko długo będziesz kazać nam na siebie czekać ? – z  zamyśleń wyrwał mnie głos jak przypuszczam i się nie mylę Caluma. Wzięłam rzeczy i wyszłam z zaplecza.

-Idę już idę… - wyszłam ze sklepu i zamknęłam go. Odwróciłam się do nich i oczywiście pierwszy odezwał się Calum.

-A gdzie słoneczko zgubiło swoje promyczki ? – zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nich nie rozumiejąc o co mu chodzi. Ashton z Michael’em śmiali się, a za nimi jeszcze jeden chłopak którego imienia nie znałam prychnął.

-Jemu chodzi o to czemu jesteś smutna – po tym gdy Mike i Ash uspokoili się jeden z nich wytłumaczył mi o co chodziło Calumowi.

-Aa.. – spuściłam głowę w dół i nie wiedziałam co mam ich powiedzieć. Przecież nie znam ich za długo i co ? Mam tłumaczyć się obcym mi osobom z mojego życia osobistego ? – Jestem zmęczona i nie mam  ochoty nigdzie dziś chodzić. Idę do domu. Do zobaczenia – tak słabe kłamstwo, ale nie udało mi się mi się za daleko pójść.

-To my cię odprowadzimy – no co za uparty…. Ugh… Jeżeli już tak bardzo chcą to niech idą. Ale jeśli myślą, że zaproszę ich do domu to się mylą. Z drugiej strony przecież wcale nie musieli mnie odprowadzać i robią to z własnej woli… Głupio tak trochę by było nie zaprosić ich do środka. Josh’a nie ma więc się nie dowie. Nie byłby zadowolony z faktu, że przyprowadzam do naszego domu czterech prawie obcych mężczyzn.

  Byliśmy już przy moim domu i spytałam ich czy chcą wejść i się napić czegoś. Calum nie czekał na resztę tylko pędem za mną pobiegł i zapytał czy może skorzystać z mojej lodówki. Chwilę za nami do domu weszła reszta.

-A gdzie ten przygłup znów polazł ? – Ash oczywiście musiał dogryźć Calumowi.

-Korzysta z mojej lodówki – zauważyłam, że Michael rozszerzył oczy i na twarzy pojawił się uśmiech.

-A w którym kierunku ta lodówka ? – widziałam, że chłopak był trochę zakłopotany gdy pytał o to. 
Wskazałam mu ręką kierunek. Tak jak jego kolega również pobiegł w tamtym kierunku. Weszłam do kuchni i to co zastałam wbiło mnie w osłupienie. Michael i Calum wyjadali mi wszystko co się nadawało do spożycia w takim stanie robiąc przy tym bałagan. Stałam tam tak jeszcze chwilę i z niedowierzeniem mrugałam tylko oczami. Jak można w ciągu mniej niż pięć minut opróżnić prawie całą lodówkę !?

-Cal, Mike zostawcie już tą lodówkę. Wpierdolicie jej wszystko – Ash był zirytowany ich zachowaniem i wcale się mu nie dziwiłam.

-Sorry Pal, odkupimy ci jutro zawartość lodówki – Calum wyłonił swoją głowę z wnętrza urządzenia, ale trwało to dosłownie sekundę. Chwilę potem obaj zaczęli się szarpać o karton soku… Do pomieszczenia wszedł najbardziej z nich wszystkich tajemniczy chłopak. Wysoki blondyn, z czarnym kolczykiem w wardze. Nie uśmiechał się jak reszta i nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Nie wiem jak on się nawet nazywa.

-Dobra głąby siadać. Nie przyszliście tu żreć tylko czas miło spędzić – Ash był coraz bardziej zdenerwowany ich zachowaniem. Tajemniczy blondyn rozsiadł się wygodnie w salonie przed telewizorem, który po chwili włączył. Mike i Cal opuścili w końcu lodówkę, która teraz świeciła pustkami.

-Czy oni – nie dane było mi dokończyć. Ashton jakby wiedział co mam na myśli powiedział, ze to u nich normalne. Chciałam dołączyć do niego i tego tajemniczego na kanapę jednak nie udało mi się nawet kroku zrobić. Calum i Michael. Każdy z nich chwycił mnie pod ramię i idąc w stronę salonu zaczęli swój monolog.

-Wiesz Pal jesteś najcudowniejszą, najpiękniejszą i najukochańszą osobą na całym tym nędznym świecie – Mike chciał coś jeszcze powiedzieć, ale uprzedził go Calum.

-Dokładnie ! Jako jedyna okazałaś nam swoje złote serce pozwalając nam skorzystać z twojej jakże wspaniale wyposażonej lodówki. Dlatego będę cię wielbił i chwalił jak i twoją lodówkę przez bliżej nieokreślony czas. Jesteś wręcz niesamowita, dlatego jesteś teraz naszą najbardziej ukochaną i jedyną przyjaciółką –Calum skończył swoją przemowę, a ja byłam pod wrażeniem jak w przeciągu pięciu minut ci dwaj okazali się bardzo zabawni.

-No to się wkopałaś. Te żarłoki teraz to ci żyć nie dadzą. Będą nachodzić ciebie, a w szczególności twoją lodówkę – śmiejąc się i kręcąc głową Ash uświadomił mi na co mogę liczyć teraz.

-Pff- blondyn z kolczykiem prychnął czym zwrócił wszystkich uwagę na siebie.

-O, a my to się chyba jeszcze nie znamy, Paloma – wyciągnęłam z uśmiechem w jego stronę dłoń.

-I raczej nie poznamy – burknął tak, że miałam ciarki na plecach. Schowałam rękę z powrotem i zaniemówiłam. Ash szturchnął go z łokcia, a ten popatrzył na mnie krzywo. Z wyraźnym grymasem na twarzy tylko powiedział – Luke.


  Reszta wieczoru minęła spokojnie i wesoło w ich towarzystwie. Oglądaliśmy filmy, śmialiśmy. Ash obiecał, że chłopaki jutro odkupią mi to co wyjedli czyli wszystko. Było już dość późno Ashton i Luk chcieli się zbierać, ale zauważyli, że Mike i Cal śpią. Poprosiłam aby nie budzili ich. Nic się nie stanie jak przenocują na kanapie. Ash pożegnał się ze mną i razem z Lukiem wyszli. Zamknęłam za nimi i poszukałam koc. Nakryłam nim chłopaków i sama poszłam spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz