Paloma pov:
Na liczniku były ostatnie sekundy. Pirotechnicy widziałam,
że starali się zrobić co mogą, ale to nie działało na mnie jakoś specjalnie
uspakajająco. Bomba zaczęła odliczać
czas do końca. Łzy leciały mi coraz bardziej. Było ostatnie pięć sekund, gdy
pikanie ustało. Zastanawiałam się czy to
już. Czy ta bomba już wybuchła. Jednak okazało się co innego. Otworzyłam
oczy i widzę, że pirotechnicy ściągają
ze mnie bombę, zabezpieczają ją i wynoszą. Momentalnie w pomieszczeniu robi się
tłoczno. Widzę, że Luk siedzi i trzyma się za głowę, reszta chłopaków również
wpada i chce mnie przytulić jednak nie pozwalam im na to. Na miejscu pojawia
się również lekarz chcący określić mój stan jak i również dziecka. Lekarz
zadaje mi pytanie na które ledwo co odpowiadam. Po prostu nie jestem w stanie.
Jeszcze nie doszłam do siebie po tym.. Policja również chce zadać kilka pytań
jednak widzę, że lekarz kręci głową przecząco, a Ashton rozmawia z jednym z
nich. Lekarz pomaga mi wyjść na zewnątrz za co jestem mu wdzięczna. Słyszę
jeszcze tylko strzępy różnych rozmów. Pirotechnicy między sobą mówią, że nigdy
więcej takich akcji mają nadzieję nie spotkać w swoim życiu zawodowym. Z kolei
Luk obwinia się, że to jego wina. Po części jego bo zapomniał mnie odebrać,
gdyby nie to, to nie wydarzyło by się to wszystko. Jednak zastanawia mnie parę rzeczy. Skąd Luk
wiedział co powinien zrobić ? I słowa Josh’a, które wciąż słyszę w mojej głowie
„ Zapamiętaj – to jeszcze nie koniec.
Zapłacisz mi za to, że zadajesz się z 5S”. Josh przed tym wszystkim nim
włączył licznik na bombie powiedział mi, czym się zajmują chłopaki. Żyłam w
nieświadomości przez parę miesięcy wierząc, że są oni normalnymi chłopakami,
którzy lubią jeść, imprezować, zabawić się. A tymczasem co się dowiaduje ? To,
że należą oni do gangu ! Mieszkałam pod jednym dachem z kryminalistami i żaden
z nich nie raczył mi powiedzieć o
tym ! Tak samo jak o tym, że nie jestem
już żoną Josh’a. Teraz już wiem po co chcieli wtedy parę miesięcy temu lecieć
razem ze mną do Malmo.. Z kolei słowa Luka, które mi powiedział. Pierwszy raz
sam z własnej nieprzymuszonej woli odezwał się do mnie i to jeszcze aż
tyle. Co miał na myśli mówiąc o Josh’u ?
Moje rozmyślania przerywa mi Ashton. Wciąż dopytuje się mnie
czy wszystko dobrze, jak się czuje, czego mi potrzeba i tak na okrągło… Żeby
tylko jeden pytał, a tu cała czwórka ! W dodatku Luk mnie przeprasza. To jest
nowość. Luke Hemmings nieustraszony gangster Sydney przeprasza byłą żonę
swojego największego wroga ! Zaczynam być sarkastyczna. Na ich wszystkie
pytania odpowiadam im ciszą. Nie mam siły na rozmowę dziś z nimi. Wiem ,że to
głupie jednak potrzebuje choć chwilę czasu, aby móc sobie to wszystko poukładać
w głowie.
Czy myślałam, że moje życie może się tak potoczyć ? Nie,
zdecydowanie nie. Byłam szczęśliwa i
żyłam w nieświadomości. Jednak to było do czasu. Może, gdybym powiedziała
Josh’owi, że Ashton i jego kumple mnie nachodzą nie doszło by do tego ? Może
wtedy bylibyśmy razem szczęśliwi i razem wspólnie oczekiwali narodzin naszego
dziecka ? Jednak o czym ja myślę !? I Josh i Ashton są winni. Nie zmienia to
mojego poglądu na ich temat jaki mam obecnie – kryminaliści. Czym się różnią ?
Tym, że Ashton i reszta chłopaków była dla mnie miła mimo, że nie musieli. A
może oni udają tak samo jak Josh ? Moje przemyślenia przerwało pukanie do
drzwi. Leżałam w moim pokoju w domu chłopaków. Światło było zgaszone przez co
nie wiedziałam, kto przyszedł dotąd aż nie odezwał się.
-Przyniosłem kolacje powinnaś coś zjeść – Ashton podszedł i
położył talerz z kanapkami oraz gorącą herbatę na stoliku obok łóżka. Moja
pozycja nie zmieniła się odkąd tylko dojechaliśmy do domu. Leżałam na boku
patrząc w okno. Chłopak widząc, że nie mam zamiaru odezwać się do niego, ani
spojrzeć wyszedł zamykając drzwi. Dopiero, gdy opuścił pokój podniosłam się do
pozycji siedzącej, zapaliłam lampkę i zjadłam kolację. Zegar wskazywał
dziewiętnastą trzydzieści. Wstałam i poszłam do łazienki. Gdy byłam już gotowa,
aby iść spać ułożyłam się tak, aby było mi jak najwygodniej. Zamknęłam oczy, aby odpłynąć do krainy snów.
Znów ten opuszczony budynek i ja siedząca
na tym cholernym krześle. Nie byłam związana, a przede mną stał Josh.
Przyglądał mi się z dziwnym błyskiem w oczach. Nagle wyjął zza siebie sznurek,
którym zaczął związywać moje ręce i nogi. Patrzyłam na niego mając nadzieję, że
to tylko głupi żart. Josh zaśmiał się. Jednak
nie był to śmiech, który znałam i kochałam. Ten był mi obcy jakby nie miał on serca i
duszy.
-A teraz wezmę to co należy do mnie – jego
uśmiech stał się diabelski przez co przez moje ciało przeszedł prąd zwany
dreszczami. Josh wyciągnął zza paska spodni nóż i zaczął z nim kierować w moją
stronę. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Zaczęłam drżeć ze strachu. Josh
zatrzymał się tuż przede mną. Nożem wskazał ma mój brzuch. Uśmiechnął się
jeszcze bardziej pokazując białe zęby. W tym momencie nóż zaczął rozcinać mój
brzuch. Krzyczałam, ale jego to nie wzruszało. Bałam się o Esther. Po chwili,
która wydawała mi się wiecznością Josh zanurzył swoją rękę w moich
wnętrznościach i wyciągnął dziecko. Byłam bliska utraty przytomności i
wykrwawienia się.
- Mówiłem, że wezmę to co do mnie należy –
Josh uśmiechnął się i zaczął potwornie śmiać. Esther zaczęła płakać, a Josh
wyciągnął spod koszulki kawałek szmatki, którym owinął dziecko. Łzy płynęły po
moich policzkach, a obraz zaczął się zamazywać. Josh razem z Esther kierował
się ku wyjściu, a ja wiedziałam, że to mój koniec.
Obudziłam się z krzykiem. Byłam całą mokra.
-To był sen. To tylko sen – próbowałam się uspokoić. Drzwi
do pokoju otworzyły się, a w progu stanął Ashton. Podbiegł do mnie i zaczął
uspakajać. Chwycił moją dłoń i gładził ją mówiąc, że już nic mi nie grozi. Nie zabierałam już
ręki. Właśnie teraz potrzebowałam bliskości. Jeżeli Josh był w rzeczywistości
taki jak w moim śnie i taki jak opowiadał Luk to teraz jestem im wdzięczna.
Dopiero po tym śnie dotarło do mnie, że oni starali się mnie chronić przed moim
własnym mężem. Przed byłym mężem bo już nim nie jest dzięki chłopakom.
-Zostaniesz ze mną ? – popatrzyłam w jego brązowe tęczówki
niepewnie. Chciałam, aby teraz był ktoś ze mną. Ktoś na kim mogę polegać.
Ashton zdecydowanie zaliczał się do takich osób. Udowodnił to.
-Zostanę – mimo, że było ciemno domyśliłam się, że na jego
twarzy pojawił się uśmiech. Zrobiłam mu miejsce na łóżku. Nie czekałam długo,
aż chłopak wejdzie.
-Mogę ? – nie wiedziałam o co mu za bardzo chodzi.
Popatrzyłam na niego, a on jakby wyczuwając, że nie mam pojęcia spokojnie
dokończył. Zorientowałam się, że ma na myśli brzuch. Chciał go dotknąć.
-Podobno, gdy dotkniesz brzucha ciężarnej kobiety to
przyniesie ci to szczęście – powiedziałam mu to szeptem ponieważ mój organizm
domagał się snu. Blondyn delikatnie
dotknął brzucha.
-Kopie – słyszałam w jego głosie radość. W tym momencie
czułam się tak dobrze. Tak jakby to Ashton był ojcem dziecka ponieważ obchodził
się czule. Gładził swoją dużą dłonią mój brzuch jeszcze jakiś czas poczym
zasnęłam.
Przebudził mnie silny skurcz w dole brzucha. Przecież to nie
możliwe. To za wcześnie. Jednak lekarz ostrzegał, że w wyniku stresu akcja
porodowa może się przyśpieszyć. Ashton spał obejmując mnie. Stwierdziłam, że to
fałszywy alarm. W końcu w ostatnim czasie zdarzały mi się jakieś skurcze jednak
były one lżejsze niż ten. Zamknęłam oczy i starałam się wrócić do snu. Nie wiem
ile próbowałam usnąć. Po chwili poczułam jeszcze silniejszy skurcz oraz, że
odeszły mi wody. Zaczęłam szturchać Ashtona jednak on nadal spał.
-Ash, obudź się – trącałam jego ramie jednak to nic nie
dawało –Ashton! – krzyknęłam głośniej przez co blondyn w końcu obudził się.
-Co się dzieje ? – jego wzrok był zaspany i ledwo co
kontaktował z otoczeniem. Chciałam mu odpowiedzieć jednak moje ciało przeszył
kolejny skurcz.
-Paloma ? Co jest ? – Ashton pytał, a ja dopiero po chwili
byłam wstanie mu udzielić odpowiedzi.
-Ashton ja rodzę ! Wody mi odeszły – popatrzyłam na niego ze
strachem. Chłopak momentalnie rozbudził się i wyskoczył z łóżka. Kolejny
skurcz. Zaciskałam mocno zęby. Chłopak latał po pokoju nie wiedząc co robić.
-Idę po chłopaków – ledwo to wypowiedział i wybiegł z pokoju
jak oparzony. Skurcz. Po chwili w pokoju
pojawiła się cała czwórka. Byli spanikowani bardziej ode mnie, a w końcu to
ja rodziłam !
W mgnieniu oka znalazłam się w samochodzie z chłopakami i
pędziliśmy do szpitala łamiąc po drodze wszelkie przepisy. Nie wiedziałam co
gorsze – skurcze czy to jak Ashton jechał. Calum trzymał mnie za rękę, a raczej
ja miażdżyłam jego. Nie wiem ile jechaliśmy, ale dość szybko znaleźliśmy się w
szpitalu, a mnie zabrali na porodówkę. Widziałam jeszcze jak cała czwórka
chciała iść razem ze mną.
-Przepraszam, ale panowie nie mogą tam wejść. Tylko rodzina
i mąż – pielęgniarka wstrzymała ich i patrzyła na nich jeszcze moment tak jak
ja.
-Ashton ! – krzyknęłam będąc już coraz dalej, a pielęgniarka
myśląc, że to mój mąż przepuściła go do mnie. Blondyn trzymał moją dłoń i mówił
do mnie. Widniał słaby uśmiech na jego twarzy mieszany z przerażeniem.
3 godziny później:
Leżałam w Sali trzymając przy sobie moją malutką Esther.
Była taka śliczna. Ashton siedział i nie opuszczał mnie ani na chwilę.
Uśmiechał się do mnie.
-Mogę ją wziąć na ręce ? –patrzyłam chwilę na niego.
Wyciągnęłam ręce razem wraz z Esther w jego stronę. Widziałam jak ją trzyma i
delikatnie kołysze. Jak patrzył z uśmiechem na nią.
-Oo jak słodko – popatrzyłam na drzwi, a w nich stał Calum
uśmiechnięty od ucha do ucha. Za nim weszła pozostała dwójka.
-Wyglądacie jak szczęśliwa rodzinka – Mike patrzył na nas z
uśmiechem. Na jego słowa uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Jak się czujesz ? – Luk nieśmiało patrzył w moją stronę
jednak nadal unikał kontaktu wzrokowego. Był nie do poznania.
-Dobrze – chciałam jeszcze dodać coś, ale Cal jak to on
przerwał mi.
-Stary i jak poród ? Rzeczywiście jest jak to opisują ? - patrzył w stronę Ashtona, który momentalnie
zrobił się zakłopotany. Nie mogłam już wytrzymać śmiechu.
-Wiecie. Nie rozumiem. Jesteście gangiem i z krwią macie do
czynienia bardzo często, a jak lekarz dał Ashtonowi pępowinie do przecięcia to
oczy mu mało co nie wyszły i padł jak długi na posadzkę – śmiałam się, gdy
sobie to przypomniałam.
-No to teraz już rozumiem czemu nagle do Sali biegło więcej
pielęgniarek i lekarzy – Calum był rozbawiony. Zresztą nie tylko on. Cała
trójka i ja śmialiśmy się z tego.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Czas płynął przy nich mi
bardzo szybko. Esther już smacznie spała, a chłopaki poszli do domu. Ashton nie
mógł się napatrzeć na malutką. Był w nią zapatrzony, a zarazem szczęśliwy. To
wszystko utwierdziło mnie w przekonaniu, że on jak i chłopcy nie chcieli dla
mnie źle. Wręcz przeciwnie. Chronili mnie, a ja nie byłam nawet tego świadoma.
Gdyby nie oni nie wiem jak to wszystko potoczyłoby się dalej i co teraz by się
działo – o ile coś jeszcze by się działo.