wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 18


   Od tamtych wydarzeń minęło sześć lat. Przez ten czas wiele się zmieniło. Josh nie kontaktował się ze mną co utwierdziło mnie w przekonaniu, że w końcu odpuścił. Esther chodzi do pierwszej klasy, a ja mieszkam nadal z chłopakami. Tworzymy taką prowizoryczną jedną, wielką rodzinę. Dziwi mnie wciąż, że żaden z nich nie znalazł sobie jeszcze dziewczyny. Co do moich i Ashtona relacji… Tak jakby jesteśmy ze sobą jednak nie oficjalnie. Po przeżyciach z Josh’em moje zaufanie w pewnych oficjalnych kwestiach jest już nieco przystopowane. Zrobiłam się nieufna mimo, że Ashton jak i reszta udowodnili mi przez te lata, że mogę na nich zawsze polegać.  Mimo to boje się zaangażować bardziej. Widzę, że Ashton czeka aż będę na to gotowa, jednak ja jak na razie nie jestem gotowa i nie wiem czy kiedyś jeszcze będę. Moje zaufanie wobec ludzi jest mocno ograniczone. 

   Dla dobra Esther razem z Ashtonem mówimy jej, że to on jest jej ojcem. Wolimy, aby tak było i zostało. Nie chcę, aby Esther wiedziała kto jest jej biologicznym ojcem. Nie chcę, aby go znała, miała kontakt czy jakiekolwiek posiadała jego zdjęcie. Josh Cuthbert pokazał mi swoje prawdziwe oblicze.

   Esther jest w szkole, Mike, Luk i Cal poszli załatwić jakieś sprawy, Ashton coś grzebie przy samochodzie, a ja robie gigantyczny obiad dla tych nienajedzonych wiecznie głodomorów.  Trzymałam talerz w dłoni, gdy po domu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Chwyciłam go w rękę i odebrałam nie patrząc kto to.

-Ładna ta wasza córka. Jeżeli chcesz ją jeszcze zobaczyć to się pośpiesz. W przeciwnym wypadku zostanie sprzedana – usłyszałam szyderczy i mrożący śmiech. Bo drugiej stronie zapadł dźwięk zakończonego połączenia. Talerz wypadł mi z ręki tak samo jak telefon.

-Josh… - w oczach pojawiły mi się łzy. Kręciłam głową, i chwyciłam się za włosy ciągnąc je. Do jadalni wszedł Ashton ze zmartwioną miną.

-Usłyszałem hałas i przy… - popatrzył na mnie i podbiegł – Pal ? Co się stało ? – nie wiedziałam co się wokół dzieje. Teraz liczy się Esther… Każda kolejna minuta to stracona minuta.

-Josh.. On ma Esther.. Chc-ce ją-ą sprzedać – udało mi się jąkając jakoś powiedzieć mu co się stało.

-Jak to ją ma !? – widziałam, że na samo jego imię spiął się. Wyciągnął gwałtownie telefon na co cofnęłam się.

-Hood, Hemmings i Clifford bierzcie Janoskians i przyjeżdżajcie natychmiast ! Cuthbert ma Esther ! – nie poczekał na ich odpowiedź i rozłączył się.


   Piętnaście minut później do domu weszli chłopaki jednak byli sami. Z Janoskians utrzymywali kontakty jednak nigdy ich nie widziałam na oczy.

-Gdzie Janoskians !? – Ashton był zły i to bardzo. Chodził nerwowo po salonie, a ja jak siedziałam i wpatrywałam się w jeden punkt od piętnastu minut tak tkwiłam nadal.

-Nie pomogą nam -  Ashton zacisnął mocno dłonie w pięści, aż mu pobielały.

-Cuthbert zagroził im zabiciem ich rodzin – widziałam jak Mike próbuje opanować Ashtona jednak na marnę.

-Mike dowiedz się gdzie odbywa się nielegalny handel  dziećmi jak najszybciej – Mike kiwnął głową i pobiegł po laptopa.

   Szukał chwilę klnąc pod nosem. Nie wróżyło to nic dobrego przez co kolejna fala łez zebrała się w moich oczach.

-Mam! Sunset Street 982B*. Trzeba się pośpieszyć bo o ile wiem to to nie trwa zbyt długo.. –Mike patrzył na mnie, a łzy leciały kolejny raz.

-Luk bierz sprzęt i jedziemy! –chłopaki w ciągu mniej niż minuty byli gotowi. Nie chcieli mnie ze sobą zabrać jednak zagroziłam im, że jeśli nie zrobią tego to osobiście każdemu skopie tyłek zrozpaczona matka. Chcąc czy nie pojechałam razem z nimi. Ashton prowadził jak rajdowiec, ale nie przeszkadzało mi to. Dwadzieścia minut. Dokładnie tyle zajęła nam droga na obrzeża Sydney.


   Czarny rynek. Nigdy nie myślałam, że będę mieć z tym styczność. Nie miałam również pojęcia, że nie tak daleko centrum Sydney może być takie miejsce. Mimo, że jest ono nielegalnie to jak dla mnie powinni takie miejsca wysadzać w powietrze… Z głośników rozbrzmiał głos prowadzącego.

-A teraz oferta dnia! Słodka i urocza sześciolatka. Córka słynnego Ashtona Irwina! Zaczynamy licytację od stu tysięcy! Kto da więcej ? –patrzyłam w szoku na to wszystko co działo się przede mną.  Poczułam jak ktoś łapie moją dłoń.

-Chodź! Mam plan – Ashton pociągnął mnie w jakimś kierunku. Zauważyłam, że to tu siedzą osoby zainteresowane i licytują moją córkę… Rozejrzałam się i moją uwagę przykuł pewien szejk. Wyglądał na bardzo bogatego. Zatrzymałam Ashtona. Nie wiedział na początku o co chodzi i co robię. Wyciągnęłam broń z jego kabury i ruszyłam w stronę szejka. Ashton stał w miejscu zdezorientowany.

-Jak masz na imię ?-szepnęłam tuż nad uchem szejka. Broń trzymałam tak, aby nie mógł jej dostrzec.

-Amir. Co taka piękna kobieta robi sama w takim miejscu ? –patrzył na mnie a ja na niego. Uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił.

-Odzyskuje córkę –przyłożyłam broń do jego głowy –A ty mi w tym pomożesz –patrzył na mnie ze strachem. Nie wiedział o co mi chodzi –Licytuj. Już! –widziałam chwilowe zawahanie na jego twarzy jednak zrobił co mu kazałam.

-Ile mam licytować ?

-Aż ją wylicytujesz. I żadnych numerów! Bo zobaczysz na co stać zrozpaczoną matkę! –przytrzymałam pewniej broń. Przez pewien czas licytacja trwała zawzięcie. Dopiero po dziesięciu minutach skończyła się tak jak miałam z swoim planie. Amir wygrał licytacje, a teraz musi zapłacić.

-Płać-patrzył chwilę na mnie jednak przelał kwotę na konto tego, kto ją wystawił.

-Idziemy –ruszyliśmy odebrać Esther. Cały czas oglądałam się. Ashton towarzyszył mi i pilnował, aby Amir niczego nie próbował kombinować.

   Amir odebrał Esther jednak ta, gdy zobaczyła mnie wtuliła się we mnie. Trzymałam moją malutką kruszynkę na rękach i patrzyłam na Amira.

-Dziękuję –to było jedyne co byłam wstanie powiedzieć.

-Nie ma za co. Też bym tak zrobił, gdyby to o moje dzieci chodziło –posłał mi delikatny uśmiech i odwzajemniłam go.

-Jak znajdę tego co porwał naszą córkę, a nie potrwa to długo oddam jego pieniądze –Ashton odezwał się. Uścisnęli sobie dłoń z Amirem na pożegnanie i mogliśmy wracać.

-Gdzie chłopaki ?-rozglądałam się wokół nigdzie nie mogąc dostrzec ich.


-Zajmują się Cuthbertem –posłał mi uśmiech, który wyrażał tego prawdziwego i znanego większości Ashtona Irwina. Tego, którego każdy się boi. 


Sunset Street 982B* - wymyślona nazwa ulicy w Sydney na potrzeby opowiadania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz