TYDZIEŃ PÓŹNIEJ:
Paloma Pov:
W Malmo byliśmy tydzień. Spędziłam z chłopakami całkiem
fajnie czas. Pokazałam im miasto co nie obyło się bez ich marudzenia czy to
daleko, kiedy wracamy, że zimno, że za mokro i że są głodni. Akurat do tego
ostatniego nie miałam nic przeciwko bo sama chętnie dołączałam do Cala i Maika.
Luk wtedy patrzył na nas zirytowany, że ile można jeść i nic innego tylko na
okrągło wpierdalamy jak on to ujął , a on wielce poszkodowany musi łazić potem po sklepie. Z kolei Ash mało
spędzał z nami czasu. Ciągle załatwiał jakieś swoje sprawy o których nikt mi
nic nie mówił. Tak czy inaczej ten tydzień był udany i w takim humorze wróciłam
do Sydney. Jak co dzień świeciło słońce i żar lał się z nieba. Właśnie dziś
postanowiłam powiedzieć Josh’owi o ciąży. Będzie pewnie tak samo szczęśliwy jak
i ja. Dwa i pół miesiąca. Już dawno powinnam mu powiedzieć, ale nie było kiedy.
Miałam dziś jeszcze wolne. Chodziłam lekko zdenerwowana po
salonie i czekałam aż Josh wróci z pracy. Było po godzinie osiemnastej i
zaczynało powoli się ściemniać. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami i
przekleństwa. To oznaczało, że Josh wrócił i to w nie najlepszym humorze. Po chwili wyszedł z korytarza i wszedł do
salonu. Zły rzucił teczką na fotel niedaleko mnie. Wzdrygnęłam się i poczułam,
że stresuje się jeszcze bardziej. Wstałam i powoli podeszłam i przytuliłam go.
Dopiero po chwili odwzajemnił to. Trwaliśmy w takim przytuleniu jeszcze moment.
Josh opierał swoją brodę o moją głowę. W tym momencie chciałabym tak zostać i
trwać. Aby ta chwila nie kończyła się nigdy. Jeszcze nie wypowiedzieliśmy
żadnych słów, a ten gest wyrażał wszystko. W końcu zbierając całą swoją odwagę
i pewność siebie musiałam się odezwać.
-Josh chciałabym ci coś powiedzieć – stałam naprzeciw niego
z głową uniesioną lekko do góry i patrzyłam w jego oczy. Czekał aż będę
kontynuować. Czułam ogromną gulę w moim gardle nie wiedząc jak to ująć w
odpowiednich słowach. Jednak co tu trudnego do powiedzenia ? Przecież jest moim mężem więc dlaczego czuje
strach, aby to powiedzieć ?
-Jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko – Josh stał tak
jeszcze moment bez wyrażania jakichkolwiek emocji. Jednak chwile potem jego
oczy pociemniały, twarz zaczerwieniła się i wyrażała grymas, a dłonie zacisnął
w pięści. Cofnęłam się.
-Myślałaś, że jestem taki głupi ? Że się nie dowiem !? –
patrzyłam na niego ze strachem i nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Josh, ale o czym ty mówisz? – zbliżyłam się w jego stronę
krok, ale szybko tego pożałowałam.
-Myślałaś, że nie wiem, że pojechałaś do Mamo z Irwinem !? Z
moim największym wrogiem ! Jesteś zwykłą dziwką ! – moje oczy zaszły łzami. Nie
wiem skąd dowiedział się, że byłam w Szwecji z Ashtonem, ale przecież nie byłam
tylko z nim.
-Ale Josh.. – nie dał mi dokończyć nawet. Jego oczy błysnęły
i jeszcze bardziej zrobiły się ciemne.
-Nie wystarczył ci jeden to pojechałaś z czterema kutasami !
Jesteś nic nie wartą puszczalską dziwką ! Ten bachor pewnie jest Irwina ! -
patrzyłam na niego oniemiała. Jak on mógł tak mówić..
-To jest twoje dziecko Josh – próbowałam i chciałam go
uspokoić. Na moment myślałam nawet, że
mi się to udało.
-Zerwiesz z nim i jego kumplami wszelkie kontakty oraz
usuniesz ciąże – po moich policzkach poleciały pierwsze łzy których nie udało
mi się już utrzymać. Cofnęłam się do tyłu i kręciłam załamana głową na boki.
-Nie zrobię tego Josh – chwyciłam się lekko za brzuch i
nadal płacząc kręciłam głową, że nie zgadzam się z jego decyzją. Josh podszedł
do mnie. Zamachnął się otwartą dłonią i uderzył w mój policzek. Uderzenie było
na tyle silne, że moja głowa odskoczyła na bok a ja sama, aby nie upaść do
końca na podłogę przytrzymałam się kanapy. Podniosłam się i popatrzyłam na
wręcz kipiącego złością i jadem Josh’a.
- W takim razie wypierdalaj z domu dziwko! I nie wracaj tu
więcej! – jego słowa zabolały. I to bardzo. Jak on mógł pomyśleć, że to nie
jego dziecko, nazwać mnie puszczalską dziwką i co najgorsze uderzyć. Tak jak
stałam ubrana tak wybiegłam. W korytarzu chwyciłam moją torebkę, kurtkę oraz
walizkę która tam stała jeszcze nie rozpakowana. Wybiegłam z naszego domu i
poszłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie iść. Chciałam i potrzebowałam teraz
pobyć sama. Chciałabym, aby moi rodzice teraz tu byli i przytulili mnie. Wtedy by było wszystko takie inne… Na dworze było ciemno i chłodno. W tym
momencie cieszyłam się, że zabrałam kurtkę. W oddali zobaczyłam park i
skierowałam się w jego stronę. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce. Siedziałam
i płakałam z bezsilności, braku dachu nad głową i bycia samej na tym świecie.
-Przepraszam. Nie jestem sama, mam jeszcze ciebie –
spojrzałam na mój jeszcze niewidoczny brzuch i czule go pogłaskałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz