poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział 10


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ:
Paloma Pov:

   W Malmo byliśmy tydzień. Spędziłam z chłopakami całkiem fajnie czas. Pokazałam im miasto co nie obyło się bez ich marudzenia czy to daleko, kiedy wracamy, że zimno, że za mokro i że są głodni. Akurat do tego ostatniego nie miałam nic przeciwko bo sama chętnie dołączałam do Cala i Maika. Luk wtedy patrzył na nas zirytowany, że ile można jeść i nic innego tylko na okrągło wpierdalamy jak on to ujął , a on wielce poszkodowany  musi łazić potem po sklepie. Z kolei Ash mało spędzał z nami czasu. Ciągle załatwiał jakieś swoje sprawy o których nikt mi nic nie mówił. Tak czy inaczej ten tydzień był udany i w takim humorze wróciłam do Sydney. Jak co dzień świeciło słońce i żar lał się z nieba. Właśnie dziś postanowiłam powiedzieć Josh’owi o ciąży. Będzie pewnie tak samo szczęśliwy jak i ja. Dwa i pół miesiąca. Już dawno powinnam mu powiedzieć, ale nie było kiedy. 

   Miałam dziś jeszcze wolne. Chodziłam lekko zdenerwowana po salonie i czekałam aż Josh wróci z pracy. Było po godzinie osiemnastej i zaczynało powoli się ściemniać. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami i przekleństwa. To oznaczało, że Josh wrócił i to w nie najlepszym humorze.  Po chwili wyszedł z korytarza i wszedł do salonu. Zły rzucił teczką na fotel niedaleko mnie. Wzdrygnęłam się i poczułam, że stresuje się jeszcze bardziej. Wstałam i powoli podeszłam i przytuliłam go. Dopiero po chwili odwzajemnił to. Trwaliśmy w takim przytuleniu jeszcze moment. Josh opierał swoją brodę o moją głowę. W tym momencie chciałabym tak zostać i trwać. Aby ta chwila nie kończyła się nigdy. Jeszcze nie wypowiedzieliśmy żadnych słów, a ten gest wyrażał wszystko. W końcu zbierając całą swoją odwagę i pewność siebie musiałam się odezwać.

-Josh chciałabym ci coś powiedzieć – stałam naprzeciw niego z głową uniesioną lekko do góry i patrzyłam w jego oczy. Czekał aż będę kontynuować. Czułam ogromną gulę w moim gardle nie wiedząc jak to ująć w odpowiednich słowach. Jednak co tu trudnego do powiedzenia ?  Przecież jest moim mężem więc dlaczego czuje strach, aby to powiedzieć ?

-Jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko – Josh stał tak jeszcze moment bez wyrażania jakichkolwiek emocji. Jednak chwile potem jego oczy pociemniały, twarz zaczerwieniła się i wyrażała grymas, a dłonie zacisnął w pięści. Cofnęłam się.

-Myślałaś, że jestem taki głupi ? Że się nie dowiem !? – patrzyłam na niego ze strachem i nie wiedziałam o co mu chodzi.

-Josh, ale o czym ty mówisz? – zbliżyłam się w jego stronę krok, ale szybko tego pożałowałam.

-Myślałaś, że nie wiem, że pojechałaś do Mamo z Irwinem !? Z moim największym wrogiem ! Jesteś zwykłą dziwką ! – moje oczy zaszły łzami. Nie wiem skąd dowiedział się, że byłam w Szwecji z Ashtonem, ale przecież nie byłam tylko z nim.

-Ale Josh.. – nie dał mi dokończyć nawet. Jego oczy błysnęły i jeszcze bardziej zrobiły się ciemne.

-Nie wystarczył ci jeden to pojechałaś z czterema kutasami ! Jesteś nic nie wartą puszczalską dziwką ! Ten bachor pewnie jest Irwina ! - patrzyłam na niego oniemiała. Jak on mógł tak mówić..

-To jest twoje dziecko Josh – próbowałam i chciałam go uspokoić. Na moment myślałam nawet, że  mi się to udało.

-Zerwiesz z nim i jego kumplami wszelkie kontakty oraz usuniesz ciąże – po moich policzkach poleciały pierwsze łzy których nie udało mi się już utrzymać. Cofnęłam się do tyłu i kręciłam załamana głową na boki.

-Nie zrobię tego Josh – chwyciłam się lekko za brzuch i nadal płacząc kręciłam głową, że nie zgadzam się z jego decyzją. Josh podszedł do mnie. Zamachnął się otwartą dłonią i uderzył w mój policzek. Uderzenie było na tyle silne, że moja głowa odskoczyła na bok a ja sama, aby nie upaść do końca na podłogę przytrzymałam się kanapy. Podniosłam się i popatrzyłam na wręcz kipiącego złością i jadem Josh’a.

- W takim razie wypierdalaj z domu dziwko! I nie wracaj tu więcej! – jego słowa zabolały. I to bardzo. Jak on mógł pomyśleć, że to nie jego dziecko, nazwać mnie puszczalską dziwką i co najgorsze uderzyć. Tak jak stałam ubrana tak wybiegłam. W korytarzu chwyciłam moją torebkę, kurtkę oraz walizkę która tam stała jeszcze nie rozpakowana. Wybiegłam z naszego domu i poszłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie iść. Chciałam i potrzebowałam teraz pobyć sama. Chciałabym, aby moi rodzice teraz tu byli i przytulili  mnie. Wtedy by było wszystko takie inne…  Na dworze było ciemno i chłodno. W tym momencie cieszyłam się, że zabrałam kurtkę. W oddali zobaczyłam park i skierowałam się w jego stronę. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce. Siedziałam i płakałam z bezsilności, braku dachu nad głową i bycia samej na tym świecie.


-Przepraszam. Nie jestem sama, mam jeszcze ciebie – spojrzałam na mój jeszcze niewidoczny brzuch i czule go pogłaskałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz