poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział 14



4,5 miesiąca później:
Paloma pov:

   Mieszkałam z chłopakami. Od tamtego wydarzenia Josh nie odezwał się do mnie ani razu. Było mi smutno, że nie interesuje się swoim dzieckiem jak i żoną. Mimo, że nie wybaczyłam mu tego co zrobił to chciałabym, aby nasze dziecko wychowywało się w normalniej rodzinie lub chociaż miało kontakt ze swoim ojcem. To był trzydziesty czwarty tydzień ciąży. Było coraz bliżej końca. Ashton pomógł mi urządzić pokój dla dziecka. Dla małej Esther. Zachowywał się wobec mnie bardzo troskliwie. Wciąż pytał czy czegoś potrzebuje, co mi przynieść, podać. Skakał wokół mnie bardziej niż skakano, aby obsłużyć królową Anglii. Było to urocze, ale nieraz i denerwujące oraz uciążliwe. Mike i Cal siedzieli po moich dwóch stronach i dotrzymywali towarzystwa. Najchętniej wtedy, gdy Ash spędzał czas gotując coś dla mnie. Lubiłam chłopaków dlatego, gdy Ashton pytał ile zjem to podawałam o wiele zawyżoną ilość tak, aby wystarczyło dla nich dwóch jeszcze. Był wtorek. Leżałam w łóżku, ale po chwili dołączyli do mnie jak zawsze Mike i Cal usadawiając się na krzesłach obok. Trochę pomogli mi się podnieść do pozycji półleżącej, aby było mi wygodniej. W ostatnim czasie było mi już cokolwiek samej ciężko zrobić i dziękowałam im za to, że tak mi pomagają. Ashton wszedł do pokoju z ogromnym talerzem góry kanapek. Uśmiechnęłam się oraz podziękowałam mu. Odwzajemnił do mnie uśmiech, zmierzył chłopaków wzrokiem i wyszedł. Zaczęliśmy jeść. Calum pobrudził się sosem przez co miał czubek nosa oraz trochę pod spodem sosu na sobie. Wyglądało to komicznie i nie dało się nie śmiać. Zaśmiewaliśmy się prawie do łez razem z Mikem, a Calum nie wiedział z czego tak się cieszymy przyglądał się nam i jadł dalej. Właśnie w tym momencie do pokoju wrócił Ashton. Gdy zauważył, że Calum je kanapki, które on przygotował dla mnie wyrwał mu kanapkę z ręki i odłożył na talerz.

-To było dla Palomy idioto – chłopak zmierzył go wzrokiem, ale nie odezwał się na komentarz ze strony przyjaciela. Przez ten czas spędzony z nimi zdążyłam już przywyknąć do tego, że oni tak mówią do siebie w żartach. Calum chciał chwycić z powrotem niedokończoną kanapkę, ale Ashton mu przeszkodził i nie pozwolił na to.

-To zabolało jakbyś mi miażdżył jaja drzwiami – obrażony na Asha Calum opuścił pokój. Każdy patrzył w stronę drzwi, które sekundę temu przekroczył Calum.

-Ja się czasem zastanawiam skąd on bierze te teksty… - Mike wpatrywał się dalej w drzwi i zamyślił. Nikt z nas nie wiedział skąd tak naprawdę Calum bierze te swoje teksty. Niektóre potrafią człowieka powalić do łez, a inne.. Inne są po prostu niesmaczne tak jak właśnie ten.


   Calum, Michel i Ashton mieli jakieś sprawy do załatwienia na mieście. Pech chciał, że musiałam zostać z Lukiem. Nie przepadaliśmy za sobą jak i swoim towarzystwem. Ja jego denerwowałam moją osobą, a on mnie irytował swoim zachowaniem. Jakby tego było mało miałam dziś wizytę u lekarza i to właśnie Luk miał mnie zawieść.  Jechaliśmy w ciszy jakieś trzydzieści minut. Gdy dojechaliśmy pod przychodnię i miałam już wysiadać Luk oznajmił mi, że wróci za godzinę i mam tu na niego czekać. Tylko ciekawe, gdzie niby daleko zajdę ? Najdalej to do parku po przeciwnej stronie ulicy. Jako tako wygramoliłam się z samochodu  i ruszyłam do drzwi przychodni. Luk poczekał aż wejdę do środka jakby chciał się upewnić czy niczego nie kombinuje i odjechał. Skierowałam swoje kroki w stronę Sali, gdzie na drzwiach wisiała plakietka z nazwiskiem Howard.

   Godzinę później wyszłam z przychodni. Z Esther jest wszystko w jak najlepszym porządku. Wybrałam dla niej takie imię ponieważ zawsze mi się ono podobało.  Esther Clara Cuthbert. Drugie imię ma po swojej babci, której nie będzie jej dane nigdy poznać. Gdyby moi rodzice żyli pewnie bardzo by się cieszyli, że za niedługo zostaną dziadkami. Niestety los chciał inaczej, a raczej nie los, a konkretniej ktoś. Wciąż nie wiadomo, kto przyczynił Się do śmierci moich rodziców. Minęło już tyle czasu, że zaczynam wątpić w to, że szwedzka policja jeszcze cokolwiek robi w tej sprawie…

   Stałam przed budynkiem przychodni i rozglądałam się. Po Luku ani śladu, a podobno miał być za godzinę. Wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam jego numer. Pierwszy sygnał, drugi, czwarty… Nie odbiera. Przeszukałam listę i wybrałam numer do Ashtona. Być może Luk jest z chłopakami i zapomniał, że ma mnie odebrać. Cierpliwie czekałam, ale znów to samo. Żaden z nich nie odbierał. Mój telefon zasygnalizował, że bateria niedługo się wyczerpie. Stanie w słońcu i czekanie nie miało sensu, a tym bardziej, że już mnie ono męczyło.
_________
Czekam w parku po drugiej stronie ulicy
_________

   Wystukałam wiadomość na moim telefonie i wysłałam do Luka. Nie był to jakiś najnowszy model. Lubiłam mój telefon Palm Pre. Był mały, zgrabny, nie zacinał się. Rozejrzałam się czy nic nie jedzie i zaczęłam przechodzić na drugą stronę ulicy. Już prawie wchodziłam na chodnik, gdy tuż obok mnie z piskiem opon zatrzymał się samochód. W pierwszej chwili pomyślałam, że to pewnie Luk. Odwróciłam się, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Odwróciłam z powrotem głowę w stronę parku i już miałam iść dalej, gdy jakichś dwóch wytatuowanych chłopaków chwyciło mnie i zaczęli ciągnąć w stronę czarnego Audi Q7. Nawet nie zdążyłam wezwać pomocy bo już zdążyli mnie wpakować na tył samochodu i usiąść z obu moich stron. Samochód ruszył, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że naprzodzie  jest jeszcze jeden chłopak. Ten, który właśnie prowadzi z zawrotną prędkością. Czułam, że moje całe śniadanie zjedzone wspólnie z chłopakami podchodzi mi do gardła.

-Kim jesteście ? Czego chcecie ? – pytałam z zaszklonymi już oczami. Nie wiedziałam czego oni ode mnie chcą. Nawet ich nie znam ! Pierwszy raz w życiu ich na oczy widzę.

-Dowiesz się od męża – to było jedyne co się dowiedziałam. Chwile potem drugi, który mu pomógł mnie uprowadzić wprost z ulicy z tym rajdowcem wybuchli śmiechem. Nie wiem co ich tak śmieszyło.

-Z byłym – ten który kierował samochodem ledwo co łapał powietrze ze śmiechu, aby móc to powiedzieć. Zmarszczyłam brwi bo nie wiedziałam co mieli na myśli mówiąc byłym. Serce zaczęło mi szybciej bić, śniadanie zaczynało szybciej wędrować, aby wydostać się z mojego żołądka. Zaczęły oblewać mnie zimne poty i robić ciemno przed oczami. Momentalnie moje dłonie zwinęły się w pięści zaciskając skrawek materiału od mojej bluzki.

-Zatrzymaj się – ledwo udało mi się to wybełkotać. Siedzący po mojej lewej blondyn zerknął na mnie, a z kolei tamtych dwóch śmiało się w najlepsze jakby usłyszeli jakiś najnowszy światowej klasy dowcip.

-George zatrzymaj się – blondyn z lewej chyba zauważył, że coś jest nie tak bo kazał temu jak mu tam było Georgowi zatrzymać samochód.

-Hensley nie rozśmieszaj mnie. Nie będę słuchał jakiejś dziwki – kierujący George śmiał się, gdy to mówił. Najgłośniej wtedy, gdy nazwał mnie dziwką. Mój żołądek już nie wytrzymał, a że siedziałam po środku to cała jego zawartość poszła wprost na Georga.

-Kurwa ! – George momentalnie zahamował na środku drogi. Zatrzymaliśmy się z piskiem opon. Cała trójka otworzyła drzwi i wysiadła. Blondyn o nazwisku Hensley pomógł mi wysiąść. Łapałam świeże powietrze ile tylko mogłam, aby uspokoić siebie jak i zarówno mój żołądek.

-Ja pierdole ! Ta jebana dziwka zarzygała mi kurwa nowy samochód ! – jak mniemam George mówił to do trzeciego z chłopaków. Hensley stał i pilnował mnie, abym nie uciekła. Ciekawe niby dokąd skoro znajdujemy się w jakimś lesie.

-Mówiłem ci żebyś się zatrzymał – Hensley nie wytrzymał i zwrócił się do swojego kumpla. George widać, że był bardzo zły. Może to nawet słabe określenie jego stanu. On mało co nie wpadł w furię. Skierował się do mnie – Będziesz to kurwa sprzątać – wysyczał przez zaciśnięte zęby po czym wsiadł do samochodu. Pootwierał wszystkie okna.


-Kurwa jak jebie ! – mój stan nieco się polepszył i przyznam, że byłam z siebie dumna. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal władał mną strach. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Po jakiś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Nie wiem ile tu jechaliśmy bo przez ten mały incydent straciłam rachubę czasu.  George pierwszy wysiadł z samochodu głośno trzaskając jego drzwiami i skierował do starego, rozpadającego się budynku. Po moich plecach przeszły ciarki. To miejsce straszyło samym wyglądem i miejscem w jakim się znajdowało. Hensley i ten drugi wysiedli i czekali aż zrobię to samo. Nie szarpali mną jakoś bardzo za co byłam w duchu wdzięczna. Skierowali się ze mną do tego opustoszałego miejsca. Panowała w nim przeraźliwa cisza. Jakby wszystko wewnątrz jak i wokół tego miejsca obumarło i przestało istnieć. To sprawiało wrażenie jak z najgorszego horroru . Nie było tu ani żywej duszy. Nawet latającej muchy czy też myszy. Nic. Pustka. I tylko ta przerażająca cisza oraz pomieszczenie do którego mnie wprowadzili. W środku nie było okien przez co panowała ciemność. Było chłodno tak jakby to była piwnica. Na środku stało metalowe krzesło z oparciem. Hensley i ten drugi usadzili mnie na nim, a następnie przywiązali po czym wyszli zamykając za sobą drzwi. Zrobiło się już całkiem ciemno. Nie było widać dosłownie nic. Nic poza małą dziurką, gdzie powinien być klucz. To był jedyny punkt, który dało się dostrzec. Moja wyobraźnia wzięła pełne obroty i zaczęła pracować. Coś zaszurało, zapiszczało, zaskrzypiało. Czułam, że całe moje ciało jest pokryte gęsią skórką. Drzwi gwałtownie się otworzyły przez co gdybym mogła to pewnie podskoczyłabym na tym niewygodnym krześle. W drzwiach ktoś stal. Po budowie ciała nie sposób się domyślić, że to mężczyzna. Światło nagle rozbłysło przez co musiałam zmrużyć oczy. Po chwili, gdy przyzwyczaiłam się dostrzegłam, że w drzwiach stał Josh…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz