wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 17


Paloma pov:

   Na liczniku były ostatnie sekundy. Pirotechnicy widziałam, że starali się zrobić co mogą, ale to nie działało na mnie jakoś specjalnie uspakajająco.  Bomba zaczęła odliczać czas do końca. Łzy leciały mi coraz bardziej. Było ostatnie pięć sekund, gdy pikanie ustało. Zastanawiałam się  czy to już. Czy ta bomba już wybuchła. Jednak okazało się co innego. Otworzyłam oczy  i widzę, że pirotechnicy ściągają ze mnie bombę, zabezpieczają ją i wynoszą. Momentalnie w pomieszczeniu robi się tłoczno. Widzę, że Luk siedzi i trzyma się za głowę, reszta chłopaków również wpada i chce mnie przytulić jednak nie pozwalam im na to. Na miejscu pojawia się również lekarz chcący określić mój stan jak i również dziecka. Lekarz zadaje mi pytanie na które ledwo co odpowiadam. Po prostu nie jestem w stanie. Jeszcze nie doszłam do siebie po tym.. Policja również chce zadać kilka pytań jednak widzę, że lekarz kręci głową przecząco, a Ashton rozmawia z jednym z nich. Lekarz pomaga mi wyjść na zewnątrz za co jestem mu wdzięczna. Słyszę jeszcze tylko strzępy różnych rozmów. Pirotechnicy między sobą mówią, że nigdy więcej takich akcji mają nadzieję nie spotkać w swoim życiu zawodowym. Z kolei Luk obwinia się, że to jego wina. Po części jego bo zapomniał mnie odebrać, gdyby nie to, to nie wydarzyło by się to wszystko.  Jednak zastanawia mnie parę rzeczy. Skąd Luk wiedział co powinien zrobić ? I słowa Josh’a, które wciąż słyszę w mojej głowie „ Zapamiętaj – to jeszcze nie koniec. Zapłacisz mi za to, że zadajesz się z 5S”. Josh przed tym wszystkim nim włączył licznik na bombie powiedział mi, czym się zajmują chłopaki. Żyłam w nieświadomości przez parę miesięcy wierząc, że są oni normalnymi chłopakami, którzy lubią jeść, imprezować, zabawić się. A tymczasem co się dowiaduje ? To, że należą oni do gangu ! Mieszkałam pod jednym dachem z kryminalistami i żaden z nich nie raczył mi powiedzieć  o tym  ! Tak samo jak o tym, że nie jestem już żoną Josh’a. Teraz już wiem po co chcieli wtedy parę miesięcy temu lecieć razem ze mną do Malmo.. Z kolei słowa Luka, które mi powiedział. Pierwszy raz sam z własnej nieprzymuszonej woli odezwał się do mnie i to jeszcze aż tyle.  Co miał na myśli mówiąc o Josh’u ?

   Moje rozmyślania przerywa mi Ashton. Wciąż dopytuje się mnie czy wszystko dobrze, jak się czuje, czego mi potrzeba i tak na okrągło… Żeby tylko jeden pytał, a tu cała czwórka ! W dodatku Luk mnie przeprasza. To jest nowość. Luke Hemmings nieustraszony gangster Sydney przeprasza byłą żonę swojego największego wroga ! Zaczynam być sarkastyczna. Na ich wszystkie pytania odpowiadam im ciszą. Nie mam siły na rozmowę dziś z nimi. Wiem ,że to głupie jednak potrzebuje choć chwilę czasu, aby móc sobie to wszystko poukładać w głowie.

   Czy myślałam, że moje życie może się tak potoczyć ? Nie, zdecydowanie nie.  Byłam szczęśliwa i żyłam w nieświadomości. Jednak to było do czasu. Może, gdybym powiedziała Josh’owi, że Ashton i jego kumple mnie nachodzą nie doszło by do tego ? Może wtedy bylibyśmy razem szczęśliwi i razem wspólnie oczekiwali narodzin naszego dziecka ? Jednak o czym ja myślę !? I Josh i Ashton są winni. Nie zmienia to mojego poglądu na ich temat jaki mam obecnie – kryminaliści. Czym się różnią ? Tym, że Ashton i reszta chłopaków była dla mnie miła mimo, że nie musieli. A może oni udają tak samo jak Josh ? Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Leżałam w moim pokoju w domu chłopaków. Światło było zgaszone przez co nie wiedziałam, kto przyszedł dotąd aż nie odezwał się.
   
-Przyniosłem kolacje powinnaś coś zjeść – Ashton podszedł i położył talerz z kanapkami oraz gorącą herbatę na stoliku obok łóżka. Moja pozycja nie zmieniła się odkąd tylko dojechaliśmy do domu. Leżałam na boku patrząc w okno. Chłopak widząc, że nie mam zamiaru odezwać się do niego, ani spojrzeć wyszedł zamykając drzwi. Dopiero, gdy opuścił pokój podniosłam się do pozycji siedzącej, zapaliłam lampkę i zjadłam kolację. Zegar wskazywał dziewiętnastą trzydzieści. Wstałam i poszłam do łazienki. Gdy byłam już gotowa, aby iść spać ułożyłam się tak, aby było mi jak najwygodniej.  Zamknęłam oczy, aby odpłynąć do krainy snów.

Znów ten opuszczony budynek i ja siedząca na tym cholernym krześle. Nie byłam związana, a przede mną stał Josh. Przyglądał mi się z dziwnym błyskiem w oczach. Nagle wyjął zza siebie sznurek, którym zaczął związywać moje ręce i nogi. Patrzyłam na niego mając nadzieję, że to tylko głupi żart. Josh zaśmiał się. Jednak  nie był to śmiech, który znałam i kochałam.  Ten był mi obcy jakby nie miał on serca i duszy.

-A teraz wezmę to co należy do mnie – jego uśmiech stał się diabelski przez co przez moje ciało przeszedł prąd zwany dreszczami. Josh wyciągnął zza paska spodni nóż i zaczął z nim kierować w moją stronę. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Zaczęłam drżeć ze strachu. Josh zatrzymał się tuż przede mną. Nożem wskazał ma mój brzuch. Uśmiechnął się jeszcze bardziej pokazując białe zęby. W tym momencie nóż zaczął rozcinać mój brzuch. Krzyczałam, ale jego to nie wzruszało. Bałam się o Esther. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością Josh zanurzył swoją rękę w moich wnętrznościach i wyciągnął dziecko. Byłam bliska utraty przytomności i wykrwawienia się.

- Mówiłem, że wezmę to co do mnie należy – Josh uśmiechnął się i zaczął potwornie śmiać. Esther zaczęła płakać, a Josh wyciągnął spod koszulki kawałek szmatki, którym owinął dziecko. Łzy płynęły po moich policzkach, a obraz zaczął się zamazywać. Josh razem z Esther kierował się ku wyjściu, a ja wiedziałam, że to mój koniec.

Obudziłam się z krzykiem. Byłam całą mokra.

-To był sen. To tylko sen – próbowałam się uspokoić. Drzwi do pokoju otworzyły się, a w progu stanął  Ashton. Podbiegł do mnie i zaczął uspakajać. Chwycił moją dłoń i gładził ją mówiąc, że  już nic mi nie grozi. Nie zabierałam już ręki. Właśnie teraz potrzebowałam bliskości. Jeżeli Josh był w rzeczywistości taki jak w moim śnie i taki jak opowiadał Luk to teraz jestem im wdzięczna. Dopiero po tym śnie dotarło do mnie, że oni starali się mnie chronić przed moim własnym mężem. Przed byłym mężem bo już nim nie jest dzięki chłopakom.

-Zostaniesz ze mną ? – popatrzyłam w jego brązowe tęczówki niepewnie. Chciałam, aby teraz był ktoś ze mną. Ktoś na kim mogę polegać. Ashton zdecydowanie zaliczał się do takich osób. Udowodnił to.

-Zostanę – mimo, że było ciemno domyśliłam się, że na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zrobiłam mu miejsce na łóżku. Nie czekałam długo, aż chłopak wejdzie.

-Mogę ? – nie wiedziałam o co mu za bardzo chodzi. Popatrzyłam na niego, a on jakby wyczuwając, że nie mam pojęcia spokojnie dokończył. Zorientowałam się, że ma na myśli brzuch. Chciał go dotknąć.

-Podobno, gdy dotkniesz brzucha ciężarnej kobiety to przyniesie ci to szczęście – powiedziałam mu to szeptem ponieważ mój organizm domagał się snu.  Blondyn delikatnie dotknął brzucha.

-Kopie – słyszałam w jego głosie radość. W tym momencie czułam się tak dobrze. Tak jakby to Ashton był ojcem dziecka ponieważ obchodził się czule. Gładził swoją dużą dłonią mój brzuch jeszcze jakiś czas poczym zasnęłam.

   Przebudził mnie silny skurcz w dole brzucha. Przecież to nie możliwe. To za wcześnie. Jednak lekarz ostrzegał, że w wyniku stresu akcja porodowa może się przyśpieszyć. Ashton spał obejmując mnie. Stwierdziłam, że to fałszywy alarm. W końcu w ostatnim czasie zdarzały mi się jakieś skurcze jednak były one lżejsze niż ten. Zamknęłam oczy i starałam się wrócić do snu. Nie wiem ile próbowałam usnąć. Po chwili poczułam jeszcze silniejszy skurcz oraz, że odeszły mi wody. Zaczęłam szturchać Ashtona jednak on nadal spał.

-Ash, obudź się – trącałam jego ramie jednak to nic nie dawało –Ashton! – krzyknęłam głośniej przez co blondyn w końcu obudził się.

-Co się dzieje ? – jego wzrok był zaspany i ledwo co kontaktował z otoczeniem. Chciałam mu odpowiedzieć jednak moje ciało przeszył kolejny skurcz.

-Paloma ? Co jest ? – Ashton pytał, a ja dopiero po chwili byłam wstanie mu udzielić odpowiedzi.

-Ashton ja rodzę ! Wody mi odeszły – popatrzyłam na niego ze strachem. Chłopak momentalnie rozbudził się i wyskoczył z łóżka. Kolejny skurcz. Zaciskałam mocno zęby. Chłopak latał po pokoju nie wiedząc co robić.

-Idę po chłopaków – ledwo to wypowiedział i wybiegł z pokoju jak oparzony. Skurcz.  Po chwili w pokoju pojawiła się cała czwórka. Byli spanikowani bardziej ode mnie, a w końcu to ja  rodziłam !

   W mgnieniu oka znalazłam się w samochodzie z chłopakami i pędziliśmy do szpitala łamiąc po drodze wszelkie przepisy. Nie wiedziałam co gorsze – skurcze czy to jak Ashton jechał. Calum trzymał mnie za rękę, a raczej ja miażdżyłam jego. Nie wiem ile jechaliśmy, ale dość szybko znaleźliśmy się w szpitalu, a mnie zabrali na porodówkę. Widziałam jeszcze jak cała czwórka chciała iść razem ze mną.

-Przepraszam, ale panowie nie mogą tam wejść. Tylko rodzina i mąż – pielęgniarka wstrzymała ich i patrzyła na nich jeszcze moment tak jak ja.

-Ashton ! – krzyknęłam będąc już coraz dalej, a pielęgniarka myśląc, że to mój mąż przepuściła go do mnie. Blondyn trzymał moją dłoń i mówił do mnie. Widniał słaby uśmiech na jego twarzy mieszany z przerażeniem.

3 godziny później:

   Leżałam w Sali trzymając przy sobie moją malutką Esther. Była taka śliczna. Ashton siedział i nie opuszczał mnie ani na chwilę. Uśmiechał się do mnie.

-Mogę ją wziąć na ręce ? –patrzyłam chwilę na niego. Wyciągnęłam ręce razem wraz z Esther w jego stronę. Widziałam jak ją trzyma i delikatnie kołysze. Jak patrzył z uśmiechem na nią.

-Oo jak słodko – popatrzyłam na drzwi, a w nich stał Calum uśmiechnięty od ucha do ucha. Za nim weszła pozostała dwójka.

-Wyglądacie jak szczęśliwa rodzinka – Mike patrzył na nas z uśmiechem. Na jego słowa uśmiechnęłam się mimowolnie.

-Jak się czujesz ? – Luk nieśmiało patrzył w moją stronę jednak nadal unikał kontaktu wzrokowego. Był nie do poznania.

-Dobrze – chciałam jeszcze dodać coś, ale Cal jak to on przerwał mi.

-Stary i jak poród ? Rzeczywiście jest jak to opisują ?  - patrzył w stronę Ashtona, który momentalnie zrobił się zakłopotany. Nie mogłam już wytrzymać śmiechu.

-Wiecie. Nie rozumiem. Jesteście gangiem i z krwią macie do czynienia bardzo często, a jak lekarz dał Ashtonowi pępowinie do przecięcia to oczy mu mało co nie wyszły i padł jak długi na posadzkę – śmiałam się, gdy sobie to przypomniałam.

-No to teraz już rozumiem czemu nagle do Sali biegło więcej pielęgniarek i lekarzy – Calum był rozbawiony. Zresztą nie tylko on. Cała trójka i ja śmialiśmy się z tego.


   Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Czas płynął przy nich mi bardzo szybko. Esther już smacznie spała, a chłopaki poszli do domu. Ashton nie mógł się napatrzeć na malutką. Był w nią zapatrzony, a zarazem szczęśliwy. To wszystko utwierdziło mnie w przekonaniu, że on jak i chłopcy nie chcieli dla mnie źle. Wręcz przeciwnie. Chronili mnie, a ja nie byłam nawet tego świadoma. Gdyby nie oni nie wiem jak to wszystko potoczyłoby się dalej i co teraz by się działo – o ile coś jeszcze by się działo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz